piątek, 30 sierpnia 2013

Niezwykły wieczór

"Miłość jest jak nar­ko­tyk. Na początku od­czu­wasz eufo­rię, pod­da­jesz się całko­wicie no­wemu uczu­ciu. A następne­go dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jed­nak poczułeś już jej smak i wie­rzysz, że będziesz mógł nad nią pa­nować. Myślisz o ukocha­nej oso­bie przez dwie mi­nuty, a za­pomi­nasz o niej na trzy godzi­ny. Ale z wol­na przyz­wycza­jasz się do niej i sta­jesz się całko­wicie za­leżny. Wte­dy myślisz o niej trzy godzi­ny, a za­pomi­nasz na dwie mi­nuty. Gdy nie ma jej w pob­liżu - czu­jesz to sa­mo co nar­ko­mani, kiedy nie mogą zdo­być nar­ko­tyku. Oni kradną i po­niżają się, by za wszelką cenę dos­tać to, cze­go tak bar­dzo im brak. A Ty jes­teś gotów na wszys­tko, by zdo­być miłość."
Paulo Coe­lho.




Drogi Pamiętniczku  <3 


Siedzę właśnie na tarasie, wieje ciepły przyjemy wiaterek czekam na Marię, obiecała wpaść i posiedzieć trochę ze mną. Wszystko wokół jest takie spokojne, dzieci sąsiadów radośnie biegają po trawnikach. Lubię takie ciepłe wieczorki..Lecz jeszcze bardziej podobał mi się wczorajszy. 



Siedziałam sobie jak zwykle na kanapie w salonie przed telewizorem, oglądając swój ulubiony serial „Doktor G”, tylko tym razem towarzyszył mi Cornel, który siedział nieco dalej. Kontem oka przyglądałam się mu. Nigdy jeszcze tyle czasu nie spędzaliśmy razem, zwłaszcza sami, zwykle ktoś w domu był a on przychodził tylko w interesach, wszystko kończyło się na krótkich pogawędkach i wymianie spojrzeń. A teraz miałam z nim spędzić sam na sam kilka dni. Gdy mój serial się skończył Cornel zaproponował film, zgodziłam się od razu gdyż sama miałam rzucić taką propozycję.





-To co oglądamy ? – spytał uśmiechając się do mnie i patrząc w oczka



(Jejciu jego uśmiech i spojrzenie mają coś takiego obezwładniającego ..ahh…)



- Emm…horror? – odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech i przegryzając dolną wargę



-Nie będziesz się bała? - wstał z kanapy i ruszył do szafki gdzie ojciec trzymał wszelakie filmy – możemy wybrać jaką komedię czy coś.



- No coś ty, w razie co mnie obronisz – zachichotałam – idę po popcorn – dodałam i wyszłam do kuchni.



Znalezienie i zrobienie popcornu zajęło mi nie długą chwilkę, gdy wróciłam z kuchni, Cornel znalazł jakiś ciekawy horror ,włączył i usiadał na kanapie. Usiadałam sobie w wygodniej pozycji obok niego. Film powoli się zaczynał, kontem oka spoglądałam na Cornela, wyglądał na skupionego. Wzięłam jedną prażoną kukurydzę i rzuciłam nią w niego, udając przy tym zajętą oglądaniem filmu. Kątem oka zauważyłam że on tez udawał ze nic się nie stało więc powtórzyłam czynność , tym razem się uśmiechnął i zrobił to samo. Nagle oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem a miska z popcornem spadała , a jej zawartość rozsypała się po całym dywanie. Oboje schyliliśmy się by pozbierać popcorn , jednak widać było że moja mała „zaczepka” spodobała się Cornelowi, nazbierał garść popcornu i rzucił we mnie, więc nie byłam mu dłużna i oddałam. Zaczęła się „wojna popcornowa” nim się spostrzegliśmy cały salon był w prażonej kukurydzy, a my staliśmy na przeciwko siebie, patrząc sobie w oczy. Wydawało się, że w pokoju zapanowała całkowita cisza, nic po za mną i Cornelem nie istniało, film ucichł i wszelkie inne hałasy. Po dłuższej chwili uśmiechnął się lekko do mnie, załapał za rękę i lekko mnie przysunął delikatnie bliżej do siebie, nie protestowałam ani trochę jego uśmiech odwzajemniłam swoim. Nie minęło kilka sekund, jak nasze wargi się zetknęły. W tej chwili wydawało mi się że salon zniknął, było cudnie. Gdy skończyliśmy się całować, przez jeszcze moment lekko szumiało mi się głowie , dopiero głośne huki dochodzące z telewizora przerwały ten romantyczny moment, ale mimo tego nadal tkwiłam w objęciach Cornela. Ręce trzymał na mojej tali, a ja oplatałam rękami jego szyję. Zachichotałam , czułam że się czerwienię.




- Ale ty jesteś słodka – przerwał w końcu milczenie



Znów zachichotałam i tym razem już byłam pewna ze wyglądam jak burak …Atmosfera jaka panowała po tym zdarzeniu, nie różniła się od tej która panowała jeszcze kilka sekund temu. W salonie panował popcornowy bałagan, popcorn był wszędzie, począwszy od kanapy, przez dywan po półki.Sprzątanie zajęło Nam nie całe półgodziny, ten czas upłyną na miłej rozmowie i wygłupach..O ! idzie Maria..kończę




Paaaa:)



Livienne

czwartek, 29 sierpnia 2013

Przebudzenie,Wizyta do parku cz2.

"Aby bez­gra­nicznie ko­muś zaufać pot­rze­ba zarówno od­wa­gi, jak i siły. Po­win­no się bo­wiem zakładać i taką ewen­tual­ność, że za­miast wzle­cieć upad­nie się, i to bar­dzo nisko".



Pamiętniczku :)

Jest trzecia w nocy obudziłam się gwałtownie z przyśpieszonym oddechem i cała roztrzęsiona….Znów mam koszmary..Tym razem rodzice nie przyjdą i nie uspokojoną mnie, wyjechali..muszę pozbierać się sama. .Siedzę na łóżku skulona pod ścianą, kolana tuląc do siebie. Jest mi okropnie zimno mimo iż okno jest w pokoju zamknięte. Czuję jak przechodzą mnie ciarki po całym ciele.




Szepcąc w kółko, że wszystko już dobrze i w pewnym momencie wszystko ustało. Biorę koc, schodzę z łóżka ,siadam na parapecie, przez okno obserwuję padający deszcz i powstające na ulicy kałuże. Rytmiczne uderzanie kropli deszczu w szybę zdaje się mieć uspokajający wpływ na mój strach, Opieram głowę o szybę, zamykam oczy i cicho nucę swoją ulubioną piosenkę. Czuję lekki uciskanie w brzuchu, skoczę do kuchni coś przegryźć. W domu jest bardzo cicho i spokojnie, na schodach panuje pół mrok,a w salonie palni się światło.Na kanapie śpi Cornel, ojciec poprosił go, by podczas nie obecności rodziców mnie przypilnował , mimo iż nie jestem już  małą dziewczynką. Ale w sunie cieszę się że to Cornel robi za mojego ochroniarza a nie jakiś  inny, sztywny pracownik ojca. Biorę z kuchni słoiczek nutteli i kilka kanapek, wracam na górę. Obiecałam Pamiętniczku dokończyć Ci historię z parku. O to ciąg dalszy.






Zawsze zastanawiałam się czym jest lojalność? Zaufanie? Zaufanie wiadomo, to coś co trudno zdobyć a bardzo łatwo stracić. Ojciec mówił mi żeby ufać tym co najmniej mnie okłamują . A co z lojalnością?
Od najmłodszych lat tłumaczono Mi by nie donosić na swoich, być lojalną… Ale czym to wg jest? W świecie taki jak mój..jest to wartością która jest niemal że podstawową, a za donoszenie płaci się życiem. Czemu? Świat ten rządzi się własnymi prawami, które mówią o szacunku, oddaniu i lojalności wobec „swoich’. Kim jest swój? Ojciec wytłumaczył mi tak: Swój to każdy kto przychodzi do nas do domu, komu powierzam swoje interesy i jest członkiem naszej „rodziny”. Ale czasem i „rodzina” nawet  zawodzi. Przyglądałyśmy się całej zaistniałej sytuacji, nie było nic słuchać , dwaj mężczyźni rozmawiali dość cicho, a szum drzew, którymi poruszał wiatr jeszcze bardziej uniemożliwiał usłyszenie czegokolwiek ale po gestach widać było, że obaj mężczyźni się ostro kłócą , człowiek ojca wyjął z pod płaszcza jakąś kolorową teczkę praz kilka zdjęć , przekazał je policjantowi, rozmawiali jeszcze przez moment po czym się pożegnali . W parku było już ciemno więc postanowiliśmy wracać do domu. Przed domem spotkałyśmy tego samego mężczyznę którego widziałyśmy na spotkaniu z policjantem . Uśmiechnęłyśmy się do niego i jak by nigdy nic poszłyśmy na górę do mojego pokoju. Do późnych godzin nocnych zastanawiałyśmy się nad tym czy powiedzieć o wszystkim naszym ojcom…w sumie to wydawało się oczywiste, że tak zrobimy, tylko powstawało pytanie czy Nam uwierzą ? Przecież w tym czasie teoretycznie byłyśmy w moim pokoju , a nie w parku..Maria powiedziała że ona powie swojemu ojcu, a ten z pewnością to sprawdzi i i wszystko przekażę mojemu ojcu..





Eh.. oczy mi się już kleją.mykam do łózka Dobranocc.

Livienne.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Gadka o wszystkim,Wizyta w parku cz,1.


"Dla niej wszystkie dni były jednakowe. A wszystkie dni są takie same wtedy, kiedy ludzie przestają dostrzegać to wszystko, czym obdarowuje ich los, podczas gdy słońce wędruje po niebie."
Paulo Coelho "Alchemik"


Pamiętniczku ! 


Uwielbiam, zachód słońca na ,Manhattanie gdzie zachodzące słońce oblewa zimnie stojące wysokie apartamenty , rzucające na nie cień. Leże w swoim łóżku i podziwiam ten cudowny spektakl światła i cieni ..Mmmmmmm…Czas trochę na bazgrać





Moje podejrzenia co do tego czy dzięki poświęceniu Corlnela by mnie uratować nie ucichały wręcz przeciwnie! Byłam tego niemal pewna ,ale nie miałam przecież żadnych dowodów , a bluza która mogła by nim być znikła? Rozpłynęła się w powietrzu? Te myśli nie dawały mi spokoju, jednak na moment dałam temu spokój i wybrałam się z moją przyjaciółką Marią . Maria to moja najlepsza przyjaciółka od dziecka , ba! Jest dla mnie jak rodzona siostra . Jest córką najlepszego przyjaciela oraz prawej ręki mojego ojca, Mikiego. Zakupy zaczęłyśmy jak zwykle od odwiedzenia naszego ulubionego sklepu z biżuterią. Ale nie jest ulubiony ze względu na ilość nieziemskiej biżuterii, ale na pewnego chłopaka który tam pracuje i dodatkowo podoba się Marii. Gdy z niego wychodziliśmy zauważyłam ze kilku kolesi ruszyło za mami. Poinformowałam o tym Marię jednak ta z niczym nie wzruszonym głosem oświadczyła że to nasza ochrona..No świetnie ! Własny ojciec mnie śledzi! A raczej jego ludzie... Maria pocieszała mnie i powtarzała, że to tylko dla mojego dobra bo się ojciec o mnie martwi…




Ehem… zapewne jak by mógł to wsadziłby mnie do pokoju, gdzie w oknach były kraty a drzwi by miały tylko jedną klamkę od zewnątrz tak bym nie daj boże nie uciekła!! Hahahah Liv ale masz fantazję. Namówiłam ją byśmy jednak ulotniły się tej „ochronie” i się trochę rozerwały . Zgodziła się . Udało się nam ich zgubić już po zakupach w pierwszym sklepie z ubraniami . Zabawa w kotka i myszkę podczas zakupów z ludźmi ojca dała mi dużo frajdy . Gdy wróciłam do domu jednak nie obyło się bez ostrej reprymendy ze strony ojca jaka to ja jestem lekkomyślna..a może o właśnie chodziło? Oderwać się od tego co było, rozerwać się bez żadnych „nianiek” , które idą za Tobą praktycznie krok w krok? Ehh..idę się napić….





Wróciłam! Na dole przelotem widziałam Cornela i ojca Marii, widać było że nad czymś ostro debatowali z moim ojcem bo nawet nie zwrócili na mnie uwagi. Pomogłam mamie szybko zrobić listę zakupów na niedzielny obiad i przypomniało mi to jak bardzo nie lubię tego dnia.Niedziela niby dzień który poświęca się rodzinie, ale co gdy twoja „rodzina” jest nie co liczna, a niedzielny obiad to pokaz moralności i normalności? Nie cierpię niedziel..nie znoszę bardziej niż poniedziałków! Czemu? Otóż co niedzielę przychodzą do naszego domu współpracownicy ojca z żonami i nie kiedy też z dziećmi. Nie naganie ubrani cały czas siedzą w salonie, jedzą , piją , palą, rozmawiają, podziwiają jak urosłaś , mimo iż widzieli Cię tydzień temu albo na kilka raz na tygodniu ..Ale ostatnia niedziela była inna. Siedziałam jak zwykle z Marią w swoim pokoju , nudziło się mam więc postanowiliśmy wyjść do parku . Usiadłyśmy na naszej ulubionej ławce i zaczęłyśmy w wymieniać się śmiesznymi anegdotkami na temat przybyłych gości na niedzielny obiad . Ah uwielbiamy to robić, zachowując się przy tym jak dwie największe osiedlowe plotkary. Siedziałyśmy już z dobre półgodziny, gdy Maria zauważyła jednego z ludzi swojego ojca, myślałyśmy ze zauważyli nasze zniknięcie i zaczęli nas szukać więc schowałyśmy się za na bliższym krzakiem. 




W końcu pora wtedy już nieco nie sprzyjała spacerom , więc gdyby nas znaleźli, obydwie byśmy niezłe kazanie. Jednak ów człowiek nie wyglądał na takiego który by kogoś szukał w ręcz przeciwnie on na kogoś czekał…czyżby robił z kimś o tej porze interesy? Możliwe.. Moja ciekawość była silniejsza niż usilne błagania Marii byśmy wracały…Schowałyśmy się bardziej w krzaki i z uwagą czekałyśmy na dalszy rozwój akcji…Słońce coraz bardziej znikało za horyzontem, a my nadal tkwiłyśmy w krzakach..heheh….W końcu zaczęłyśmy obmyślać plan jak wrócić do domu niezauważenie. W chwili gdy się wycofywaliśmy , zauważyłyśmy jak do owego członka mafii podchodzi policjant. Popatrzyłyśmy na siebie z Marią . Wtyka? Zdrajca ? Co do tego nie miałyśmy najmniejszej wątpliwości z, ten facet był wtyką…hmm…zgłodniałam trochę idę zjeść jakaś lekką kolację. Dokończę Ci później opowiadać pamiętniczku . Paaaa



Twoja Liv

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Zagadka, wizyta w kuchni, podejrzenia...

"Cicho było na niebie, na ziemi i w sercu...
Noc nastała, ciemnością wszystko okrywając,
Jasne gwiazdy błyszczały i księżyc już wypłynął,
Niebo, las i pola srebrem oblewając."
Maksim Bahdanowicz, "Noc".


Pamiętniczku.....

Noc to taka cicha i spokojna pora, ale czy na pewno? W nocy widać wszystko co niewidoczne jest za dnia ,nasze sekrety i lęki wchodzą na wierzch a my stajemy się bezbronni. Siedziałam na środku łóżka wysilając mózg by przypomnieć , jakiś szczegół związany z moim wybawcą . Ale nic oprócz kominiarki i dużej broni nie mogłam sobie przypomnieć. A nikt do tej pory nie uświadomił mnie kto mnie uratował. Czyżby to miało zostać tajemnicą? Czemu nie chcą mi powiedzieć? W końcu mam prawo wiedzieć komu zawdzięczam swoje życie, ale moment nagle dziwny przebłysk w głowie.. Bluzaaaa..Wstałam z łóżka, skierowałam się w kierunku szafki..otworzyłam ją i wyjęłam czarną lekko zakrwawioną bluzę, nie zdążyli jej zabrać bo schowałam ją by osobiście ją oddać swojemu wybawcy. Przyjrzałam się jej dokładnie…metka i napisy były pobrudzone krwią..chwila..kolejne światełko w głowie..widziałam już kiedyś podobną bluzę..tylko nie mogę przypomnieć sobie gdzie. Eh zgłodniałam trochę..trzeba było coś zjeść..



Odłożyłam bluzę i zeszłam po ciuchu do kuchni..przemknęłam obok salonu gdzie paliło się światło i słychać było półton głosu mojego ojca i kilku innych jego ludzi. Zapewne coś planowali ale co? ogarnęła mi ciekawość, jak nigdy…nie interesowałam się poczynaniami ojca, a on sam starał się trzymać mnie i matkę z dala o nich… tym razem postanowiłam trochę podsłuchać …stłumiłam w sobie głód , stanęłam przy ścianie wejścia do salonu i słuchałam…Mówili o moim porwaniu i o przeciwnej mafii, ojciec dawał jakieś mało zrozumiałe dla mnie instrukcje..ale wszystko zdawało się dotyczyć jednego z jej członków i tego że miał on zginąć…Ogarnęło mnie dziwne uczucie…z mojego powodu miał zginąć człowiek ale to uczucie minęło, gdy na moment zamknęłam oczy i pojawił się obraz mężczyzny którzy z uśmieszkiem na ustach rozcina mi spodnie…Z tego zamyślania wyrwało mnie uczucie objęcia w pasie i głos



- Ładnie tak podsłuchiwać ? – otworzyłam szybko oczy i złapałam oddech, przestraszyłam się ,ujrzałam uśmiechniętą twarz Cornela , w jego oczach dostrzegłam radośnie migoczące iskierki.

- Ja nie podsłuchuję – poczułam że się czerwienię, jego ręce lekko leżały na mojej tali –szlam do kuchni bo zgłodniałam i …

- I nie mogłam się powstrzymać by nie podsłuchać o czym starsi rozmawiają – dokończył z uśmiechem – czemu nie śpisz? – spytał łapiąc za rękę i za prowadził do kuchni. Widocznie uznał że i tak za dużo już się dowiedziałam i postanowił nie drążyć tego tematu.

- Ehh..- westchnęłam – ciągle jeszcze męczą mnie koszmary –powiedziałam siadając przy długim kuchennym stole

- Oj biedna ..to może trochę nutteli? By osłodzić brak snu – pomachał słoiczkiem nuttelii wyjętym z lodówki. Zaśmiałam się lekko..poczułam w brzuchu lekki uścisk, widocznie stłumiony przez ciekawość głód zaczął bardziej dochodzić do głosu.

-Tak, chętnie – odparłam z uśmiechem – a Ty nie siedzisz z nimi ?

-Siedziałem, ale usłyszeliśmy kroki na górze i Twój ojciec kazał sprawdzić czy wszystko w porządku. Więc poszedłem i lekko się za niepokoiłem gdy nie było Cię w pokoju- spojrzał na mnie i dał mi kanapkę –Proszę, smacznego

- No ale znalazłeś mnie – wzięłam kanapkę , położyłam ją na blacie i dałam Cornelowi lekkiego buziaka w policzek w podziękowaniu .W położyłam rękę na jego prawym barku , odsunął się i syknął z bólu.. – Oj przepraszam, nie chciałam…

- Nic się nie stało, to tylko lekka rana – odparł i usiadł na krześle obok mojego

- Na pewno?- chciałam się upewnić – daj może zobaczę

-Tak , na pewno . Nie, nie trzeba. Już się goli tylko jeszcze czasem trochę daje o sobie znać – powiedział z lekkim uśmiechem

-A co Ci się stało? – pytanie wyrwało mi się z ust zanim zdążyłam się nad nim dobrze zastanowić

-Aleś Ty ciekawska,nic takiego – odparł-mała strzelanina ale lepiej się tym nie interesuj- czyżby mnie zbywał ? Lekarze mówili ze chłopak który mnie przyniósł też był ranny…i nagle zapaliło mi w mojej głowie światełko ….jednak z zamyślania wyrwał mnie głos Cornela – Liv, Livvv..!

-Tak?- ocknęłam się i zaczęłam jeść kanapkę 

-Stało się coś? – spytał 

-Nie,nie zamyśliłam się – odparłam i wsunęłam kanapkę do końca 
 
-Może powinnaś się już położyć? –popatrzył na mnie z troską w oczach – Wyglądasz na śpiącą,chodź zaprowadzę Cię

-No okej.- Ruszyliśmy obje do mojego pokoju w salonie nadal paliło się światło tylko zamiast pół tonu było słychać było ciche śmiechy. Cornel zaprowadził mnie pod drzwi i wrócił na dół. Wróciłam do łóżka, ale zauważyłam coś dziwnego.. Gdzie podziała się bluza? -Zostawiłam ją na łóżku...- głośno pomyślałam ..Czyżby Cornel który przeszedł na górę sprawdzić czy wszystko okej zabrał ją? A może to była jego I On uratował mnie? Jeśli tak to czemu tak to przede mną ukrywali? Dowiem się! . Robię się już senna, a za oknem świta kończę drogi pamiętniczku… Dobranoc 




Liv♥

niedziela, 25 sierpnia 2013

O wszystkim i niczym :)

Kochany Pamiętniczku :)

Wypisali mnie w końcu ze szpitala..Co za ulga..dobrze jest wrócić do swojego pokoju, gdzie nie ma żadnych dziwnych medycznych urządzeń, lekarzy, pielęgniarek i specyficznego zapachu... Jednak co noc wracają te koszmarne wspomnienia Pojawiają się CI straszni kolesie, wydaje mi się znów próbują mnie rozebrać..budzę się z krzykiem i płaczem…nie już tego , chce zapomnieć ! Przybiega matka, zaraz za nią ojciec i oboje starają się mnie uspokoić lecz na próżno, strach mnie aż paraliżuje…potem słyszę jak matka w drugim pokoju krzyczy na ojca . Wykrzykując ze przez jego „interesy” cierpię…a ojciec ubiera się i wychodzi w domu. Zapada głucha cisza ..Czyżby to co mi się przytrafiło poróżniło moich rodziców? Wszystko wskazywało, że tak , do tej pory matka akceptowała to „czym” zajmował się ojciec, może dlatego ze do tej pory nikt nie ucierpiał z tego powodu..ehh….


Głowa zaczyna mnie boleć…i zaczynam robić się senna..Od razu jak wyszłam ze szpitala odwiedził mnie Cornel, lewa ręka ojca w interesach, a zarazem chłopak który mi się podoba. Zabrał mnie na spacer do parku .Od chwili wyjścia ze szpitala siedziałam w domu, bo rodzice – zwłaszcza matka , nie zgadzali się na jakiekolwiek moje wyjścia samej. Jednak udało mi się przekonać ich, że z Cornelem przecież nic mi się nie stanie? Przy nim czułam się wyjątkowo bezpiecznie i mimo tego kim był nie wzbudzał w mnie strachu, jak tamci co mnie porwali, a przecież byli tego samego pokroju co On. Przyznaję bardzo go lubię…, mimo swojego zajęcia i groźnego wyglądu jest uroczym i zabawnym chłopakiem z wielkim poczuciem humoru, co u „ludzi” ojca jest bardzo rzadką cechą. Och tak…Zwykle to wysocy, dobrze zbudowani mężczyźni, ubrani w czarny garnitur, nie naganie zawiązany krawat z ciemnymi okularami oraz kamienną twarzą. Pojawiający się w domu na kilka sekund lub też na niedzielny teatralny obiad z żonami i dziećmi. Świat niby normalny ale inny od tego co jest..Jednak nie po tym miałam mówić. 



Spacer z Cornelem bardzo poprawił mi humor, rozmawialiśmy o wszystkim, cieszyło mnie to że nie wypytywał mnie o to co przeżywał, wręcz przeciwnie sprawiał że o tym zapominałam. Czułam się tak jak by wszystkie moje zmartwienia, koszmary gdzieś się ulotniły, a ich miejsce zastąpiło uczucie ulgi i spokój. Byłam szczęśliwa . Gdy wróciliśmy do domu, w salonie natknęliśmy się na Mikego – prawą rękę ojca, siedział z ojcem i gdy tylko nas zobaczyli ściszyli głosy i zawołali Cornela do siebie, czyżby miało to coś wspólnego z tym co usłyszałam będąc w szpitalu, gdy ojciec mówił o jakieś zemście? Nie mogłam zapytać o to ojca albo Corlnela bo i tak obaj powiedzieli by żebym się nie wtrącała..Ale ja mam inną zagadkę do rozwiązania..muszę dowiedzieć się kim był chłopak , który mnie uratował…..Kończę, głowa coraz bardziej mnie boli i muszę się przespać .

Livienne ♥

sobota, 24 sierpnia 2013

Uratowana!

Drogi pamiętniczku ! ♥

Czwarta nad ranem, chłodne powietrze poranka przedziera się przez uchylone okno, pokrywa moją twarz, Co się działo?..., nic nie pamiętam, jest mi zimno a zarazem ciepło, dotykam rękami szpitalnej kołdry i jej pościeli o dość specyficznym zapachu. Jest ciemno, widzę tylko palące się światło na korytarzu. Boli mnie głowa, patrzę po pokoju, jestem sama, obok mnie stoją jakieś dziwne maszyny, których nawet jeśli bym chciała nazwy nie pamiętam… 
Kiedy zamykam oczy mam dziwne przebłyski, czuję krew, jej zapach, klei się, szkarłatna ciecz spływa po mojej głowie. Chwila, dotykam rękami mojej głowy, jest cała obandażowana. Słyszę głos z korytarza to, głos kobiety, chyba woła lekarza, słabo słyszę, cichy szept dociera do moich uszu. Moje oczy same się zamykają, ponownie te obrazy, widzę, jakiś dwóch może czterech ubranych Panów, w garnitury, jeden z nich trzyma broń, drugi zaś gumową pałkę, jeszcze jeden nóż, a drugi jakiś karabin. Otwieram oczy, ktoś świeci mi latarką przed oczami, próbuję coś mówić, ale moja krtań nie pozwala wydobyć mi żadnego dźwięku, słuchać chyba jakiś szept, lekarz nadstawia ucho nad moimi wargami, powtarzam non stop "Co się stało?" Nie wiem czy usłyszy to, proszę chce wiedzieć, wszystko mnie boli, spojrzała na ręce, całe w bandażach, tylko końcówka wenflona wystaje przyczepiona do kroplówki, tak? chyba tak to się nazywało. Słyszę, słabo mówione do mnie słowa lekarza, że przyniósł mnie tu chłopak. Jaki? Kto? Znam go? Kim był? Boże co się stało, wzrok lekarza przeszywał moje ciało, mówił jakieś rzeczy do pielęgniarki, nagle obraz mi sie rozpływa, słyszę tylko jakieś pipczenie jakieś maszyny, robi mi sie słabo, we mgle widzę jak lekarz krzycy coś i uciska moją klatkę piersiową, znów odpływam. Ciemny pokój, tylko słaba latarka pali się na środku niego a pod nią ja, na drewnianym krześle, przywiązana do niego na taśmę i sznurek. Jacyś osobnicy krążą wokół mnie, patrzą się na mnie, ich wzrok jest pełen nienawiści, jeden podnosi pałkę i uderza mnie ,krzycę, ale trwało to chwilę, jeden złapał mnie za twarz i trzymał, uciskał swoimi mocnymi łapami moją buźę, krzycę ale nie mogę. Co za ból, moje nogi, nie mogę, czuję ból, coś ścieka mi po nogach, krew? widzę jak któryś z nich podchodzi do mnie z nożem. 




Nie chcę umierać, nie, proszę, NIE!!!, ale to na nic, jeden z pistoletem trzyma moją twarz, moje oczu proszą, płaczę, łzy ściekają mi po policzkach prosto na ręce tego zwyrodnialca, zamykam oczy, czuję ból, na głowie, rozciął mi głowę, krew zaczęła cieć mi po czole wprost. Czuję zimno,, zamykają mi się oczy, czuję jak biją mnie po nogach i ból na rękach. Czy to mój koniec? zakatowana jak pies? za co? Głęboki wdech, znowu sala, czuję plastikową tubkę w moim gardle, wyciągają to ze mnie, kaszlę. Okropne uczucie, znowu latarka lekarza razi mnie w oczu, słyszę już lepiej, usłyszałam stan stabilny, chce mi się spać, oczy znów mi się zamykają. Znowu, przymrużonymi oczyma patrzę, patrzę a te bydlaki stoją razem, patrzą się. Ich wzrok się zmienił, teraz już nie widać w ich oczach nienawiści a pożądanie. 




Jeden głupio się do mnie uśmiecha, ten z nożem, podchodzi, wywala krzesło, luzuje sznury i taśmę, chcę uciekać, ale nogi odmawiają posłuszeństwa, czuję jak rozrywają moja pokrwawioną bluzkę, potem stanik, o nie, proszę aby to był koszmar, całuje mnie w szyję, o nie, to obrzydliwe, rozrywa nożem moje spodnie, dobiera mi się do majtek. Zamykam oczy, chcę umrzeć, nagle słyszę głośne walnięcie w drzwi, bum, huk, nic nie widzę, oczy mnie pieką, w uszach piszczy, chcę krzyczeć ale nie mam siły. Powoli zaczynam odzyskiwać wzrok, widzę go, chłopak wysoki, brunet, zamaskowany, na jego masce czaszka, w rękach karabin z tłumikiem. 
Patrzę, wszyscy moi oprawcy nie żyją. Mój wybawiciel krwawi, widzę jak jego czarna bluza nasiąka krwią, zdejmuje ją, Opatula mnie swoją bluzą, w jego oczach widać determinację i gniew. Wyciąga chusteczkę i ociera moje czoło, całuje je, nie mam siły, zamykam oczy będąc w jego objęciach. Znowu, sala, tym razem widzę kogoś, chyba to mój ojciec, słyszę jak rozmawia ze swoim najlepszym kumplem, słyszę o jakieś zemście, co się stało? nigdy nie mieszałam się w interesy ojca, ale czyżby to przez niego? nie ważne, chce odpocząć, za dużo tego...

Liv ♥